Trzeba zabić tę miłość / Towarzysz

Niektóre filmy lepiej oglądać, nie wiedząc nic o fabule. "Towarzysz" Drew Hancocka to bez wątpienia jeden z nich. Określanie produkcji jako wspólnego dzieła twórców "Pamiętnika" i "Barbarzyńców" działa jak obietnica, że kupując bilet, znajdziemy się gdzieś między poruszającym melodramatem a pokręconym thrillerem. Możecie się na nim świetnie bawić, ale jest jeden warunek: nie widzieliście wcześniej

Lut 2, 2025 - 02:29
 0
Trzeba zabić tę miłość / Towarzysz
Niektóre filmy lepiej oglądać, nie wiedząc nic o fabule. "Towarzysz" Drew Hancocka to bez wątpienia jeden z nich. Określanie produkcji jako wspólnego dzieła twórców "Pamiętnika" i "Barbarzyńców" działa jak obietnica, że kupując bilet, znajdziemy się gdzieś między poruszającym melodramatem a pokręconym thrillerem. Możecie się na nim świetnie bawić, ale jest jeden warunek: nie widzieliście wcześniej zwiastunów. Materiały promocyjne są największym problemem "Towarzysza". Marketingowcy chyba zapomnieli, że to, co sprawdza się na etapie tzw. pitchu (przedstawiania pomysłu studiu), jest zabójcze, gdy wprowadzając na ekrany gotowy film, zabiegamy o zainteresowanie publiczności. Dystrybutorzy skrzywdzili produkcję Hancocka w taki sam sposób jak "Abigail" kolektywu Radio Silence – spoty i zwiastuny zdradzają te detale fabuły, które z założenia miały zaskakiwać. O ile jeszcze wyznania bohaterki o najszczęśliwszych chwilach jej życia da się obronić, o tyle ujawnienie jej prawdziwego ja trudno wybaczyć. Na potrzeby recenzji udajmy więc, że o pewnych szczegółach nie wiemy i przyjmijmy, że mamy do czynienia z opowieścią o młodej kobiecie wyzwalającej się z toksycznego związku. Taką interpretację uprawnia choćby stylizacja granej przez Sophie Thatcher Iris. Ubierając ją w stroje nawiązujące do mody lat 60., kostiumografka Vanessa Porter z jednej strony odpowiada na oczekiwania reprezentowanych przez jej chłopaka Josha (Jack Quaid) mężczyzn, którzy zapewne tęsknią za "lepszymi" czasami i "kobiecymi" kobietami (oczywiście gotowymi korzystać ze zdobyczy rewolucji seksualnej). Z drugiej strony walka o niezależność, jaką podejmuje protagonistka, pokrywa się z założeniami wzbierającej wówczas drugiej fali feminizmu. Punktem wyjścia dla jej działań jest rozczarowanie idealizowaną wcześniej romantyczną relacją. Jeśli zgodzimy się ze stwierdzeniem, że w miłości przegrywa ten, kto kocha bardziej, już powierzchowna obserwacja pary bohaterów wystarczy, aby zorientować się, które z nich wyciągnęło krótszą słomkę. Iris wciąż wspomina, jak się poznali, a leitmotivem jej wewnętrznego monologu jest uskrzydlająca siła uczucia do Josha. Chłopak łaskawie pozwala się adorować. Dość nieudolnie maskuje zniecierpliwienie wobec partnerki, a mimo to nie wydaje się skory do rozstania. Ale gdy dziewczyna zaczyna rozumieć, że ukochany przez cały wspólny czas traktował ją jak zabawkę, podejmuje radykalne kroki, by się od niego uwolnić. Choć ze względu na podejmowaną przez Hancocka tematykę relacji damsko-męskich "Towarzyszowi" bliżej do "Pamiętnika", donośniejszy wydaje się głos pełniącego obowiązki producenta Zacha Creggera. Podobnie jak w "Barbarzyńcach" produkcji nie brakuje przemocy i zaskakujących zwrotów akcji, ale ironiczny humor, którym reżyser doprawia swoją opowieść, pozwala złapać oddech. Na pochwały zasługuje też Sophie Thatcher. Młoda aktorka świetnie niuansuje swoją bohaterkę, w przekonujący sposób pokazując jej przemianę z uległej i niepewnej siebie dziewczyny w silną i niezależną kobietę. Twórcom udaje się też wpisać swój film w kontekst aktualnych przemian społecznych. I choć perspektywa omawiania ich kusi, ceną byłyby spojlery. Gwarantuję jednak, że "Towarzysz" sprawdzi się jako punkt wyjścia do dyskusji, które będziecie prowadzić jeszcze długo po opuszczeniu sali kinowej.