„Obywatelski” zamach na rolników. Cała prawda o „ustawie łańcuchowej”

„Ustawa łańcuchowa” jest cudownym przykładem pięknego ideologicznego zamotania i zakręcenia obywateli, aby popierali oni rozwiązania, które pod pozorem walki z łańcuchami dla zwierząt mają poprawić dobrostan organizacji anty-hodowlanych i anty-rolniczych – mówi w rozmowie z PCh24.pl Monika Przeworska, dyrektor w Instytucie Gospodarki Rolnej. Szanowna Pani dyrektor, czy popiera Pani trzymanie zwierząt na łańcuchach? Jeżeli jest […] Artykuł „Obywatelski” zamach na rolników. Cała prawda o „ustawie łańcuchowej” pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Lut 7, 2025 - 08:39
 0
„Obywatelski” zamach na rolników. Cała prawda o „ustawie łańcuchowej”

„Ustawa łańcuchowa” jest cudownym przykładem pięknego ideologicznego zamotania i zakręcenia obywateli, aby popierali oni rozwiązania, które pod pozorem walki z łańcuchami dla zwierząt mają poprawić dobrostan organizacji anty-hodowlanych i anty-rolniczych – mówi w rozmowie z PCh24.pl Monika Przeworska, dyrektor w Instytucie Gospodarki Rolnej.

Szanowna Pani dyrektor, czy popiera Pani trzymanie zwierząt na łańcuchach?

Jeżeli jest to zgodne z zachowaniem dobrostanu zwierząt, to nie widzę tutaj przeciwwskazań. Mam tutaj na myśli zarówno zwierzęta gospodarskie, jak i zwierzęta domowe, na przykład bardzo agresywne psy. Jest to jednak kwestia indywidualna, która wymaga odpowiedniego rozeznania i rozpatrzenia, a nie regulacji „z góry”.

Zdarzają się przypadki, że ogrodzenie wydaje się wystarczająco wysokie, ale zwierzę jest na tyle zwinne i – że tak powiem – „wysportowane”, że przez nie przeskakuje albo w jakiś inny sposób przechodzi.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zdarzają się przypadki ucieczek zwierząt bądź spłoszenia zwierzęcia. Czasami nie jest to jakiś pospolity kundelek, tylko na przykład doberman, czyli zwierzę mogące być niebezpieczne, z którym kontakt osoby obcej nie jest czymś bezpiecznym.

Jestem daleka od tego, żeby mówić o tym, iż powinno się tego tak dokładnie zakazać. Powtarzam, to kwestia indywidualnego rozeznania.

Oczywiście trzymanie zwierząt na uwięzi, zwierząt przede wszystkim domowych, tych małych, w złych warunkach jest czymś niedopuszczalnym i karygodnym, ale każdy człowiek, który jest rozsądny i w sposób odpowiedzialny podchodzi do opieki nad zwierzętami, to widzi i nie potrzebuje ustawy, która będzie to regulować.

Po co w związku z tym powstał obywatelski projekt o ochronie zwierząt nazywany „ustawą łańcuchową”? Czy „łańcuchy” są aż takim problemem i tak palącą kwestią, że do walki z nimi jest potrzebna obywatelska inicjatywa ustawodawcza? Czy chodzi tylko o „łańcuchy”?

„Ustawa łańcuchowa” jest cudownym przykładem pięknego ideologicznego zamotania i zakręcenia obywateli, aby popierali oni rozwiązania, które pod pozorem walki z łańcuchami dla zwierząt mają poprawić dobrostan organizacji anty-hodowlanych i anty-rolniczych.

Twórcy tego projektu powołują się na potrzebę poprawy dobrostanu zwierząt w Polsce. Czy jest on nieodpowiedni albo jakoś zagrożony?

Zdecydowanie nie! Wszystkie informacje płynące od Inspekcji Weterynaryjnej pokazują, że Polska jest takim miejscem, które w ogromnym stopniu dotuje rozwój dobrostanu zwierząt. Wszyscy kojarzymy przecież duże projekty dobrostanowe w odniesieniu do zwierząt gospodarskich, czy mnóstwo innych inicjatyw poprawiających los zwierząt domowych. W związku z tym nie jest to obszar, który wymaga jakiejś dużej pomocy.

Interwencji wymaga obszar walki z bezdomnością. Jako państwo przesyłamy i przekazujemy na walkę z bezdomnością zwierząt z roku na rok coraz większe pieniądze, a zwierząt bezdomnych i tak przybywa. To pokazuje, że mechanizm opieki nad tymi zwierzętami jest totalnie nieskuteczny. I to jest oczywiście obszar, którym powinniśmy się zająć. Nie mniej jednak jest to totalnie poza nawiasem tej dyskusji i całego meritum tej ustawy, która jest nazywana potocznie „ustawą łańcuchową”.

Jeżeli ktoś spokojnie po odłożeniu emocji po prostu przeczyta „ustawę łańcuchową”, przeanalizuje jej zapisy, to zobaczy, że jest to totalny bubel prawny, który na dobrą sprawę jest przede wszystkim ustawą o pieniądzach i to ogromnych pieniądzach dla NGO-sów, które w swoim statucie mają zapisaną ochronę zwierząt.

Niedawno zwracała Pani dyrektor uwagę, że gdyby w „ustawie łańcuchowej” chodziło tylko o zakaz łańcuchów, to liczyłaby ona jedną stronę. Dlaczego w związku z tym liczy on aż 42 strony?

Załóżmy, że zakaz łańcuchów jest potrzebny. Gdyby chodziło tylko o to, to projekt miałby jedno zdanie. Tu jednak nie chodzi tylko o zakaz łańcuchów. „Ustawa łańcuchowa” stanowi również o wspomnianej już walce z bezdomnością zwierząt. Chodzi m. in. o wprowadzenie systemu czipowania zwierząt, co według projektodawców ograniczyłoby przede wszystkim wydatkowanie pieniędzy publicznych na walkę z bezdomnością zwierząt. Zdaniem projektodawców nie dochodziłoby wówczas do sytuacji, że na jedno zwierzę można pięć razy wziąć jakieś dofinansowanie na badanie, czy na utrzymanie tego zwierzęcia.

Dalej: projektodawcy rozpisują się na temat usprawnienia mechanizmu finansowania interwencyjnego odbioru zwierząt. Zapisali w niej piękny mechanizm premiowania tego typu działalności, mianowicie poprzez wprowadzenie mechanizmu, że jeżeli faktycznie organizacja wystarczająco mocno się postara i wystarczająco mocno przygotuje, czy też spreparuje dowody, w jaki sposób zwierzę było według nich niezgodnie z przepisami przytrzymywane, to może dostać nawet do 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia za to, że podjęło się tej jakże szlachetnej idei.

Ponadto projekt zakłada wprowadzenie przepisów, które mówią o przypadku zwierzęcia, które nie do końca musi być skrzywdzone, czy też źle traktowane już nawet nie przez samego właściciela, ale na przykład przez pracownika. Proponowane przepisy stanowią, że jeśli zostanie udokumentowany jednokrotny przykład złego traktowania takiego zwierzęcia, to jego właściciel – mimo, że on sam nic nie zrobił – może zostać ukarany odebraniem mu absolutnie wszystkich zwierząt, jakie posiada. Chyba wszyscy ludzie z taką podstawową wyobraźnią na temat podstawowych mechanizmów są w stanie wyobrazić sobie, jak ogromne pole do nadużyć to rodzi.

Poza tym są projekt mówi na przykład o zaborze narzędzi, które w jakikolwiek sposób były właśnie wykorzystane do „niewłaściwego traktowania zwierząt”.

Co ciekawe „niewłaściwe traktowanie zwierząt” może być inaczej interpretowane. „Ustawa łańcuchowa” bowiem zmienia obowiązujące definicje.

Pierwsza zmiana dotyczy definicji „humanitarnego traktowania zwierząt”. Okazuje się, że już jednokrotne zaniedbanie może być traktowane jako „traktowanie niehumanitarne”, a nawet znęcanie się nad zwierzętami. Podam przykład: zwierzęta znajdują się na łące; skończyła im się woda i dopiero po 10-minutach rolnik przyjeżdża i ją uzupełnia. Jeżeli w trakcie tych 10 minut „obrońca zwierząt” zobaczy, że koryto jest puste, to może uznać, że zwierzę zostało zaniedbane i rozpocząć procedurę wyciągania konsekwencji wobec właściciela.

Takich przykładów, które wyłączają cały cały kontekst sytuacyjny jest multum, jednak według pomysłodawców jest to już niewłaściwe traktowanie, czy nawet znęcanie nad zwierzętami.

Takich absurdów w projekcie jest więcej. Jedna z nich mówi o tym, że to w jaki sposób zwierzęta są utrzymywane musi być naturalne i zbliżone do tego, jak naturalnie by te zwierzęta żyły.

Oczami wyobraźni widzę, w jaki sposób ci aktywiści anty-hodowlani, którzy nigdy nie wiedzieli, jak wygląda produkcja rolna, jak wyglądają praktyki produkcyjne etc., podchodzą na przykład klatek porodowych i zarzucają rolnikom, że przecież to nie jest w pełni naturalne. Nieważne, że każdy dobry rolnik, zootechnik, hodowca wyjaśni im, dlaczego tego typu działania są bardzo dobre dla dobrostanu tych zwierząt. Dla „obrońców zwierząt” nie będzie się to liczyć. Po pierwsze większość z nich nie ma na ten temat żadnej wiedzy, a po drugie swoje działania bardzo często opierają oni na emocjach i odczuciach w danej chwili. W związku z tym w przypadku wielu systemów utrzymywania zwierząt, może później dochodzić do prób odbierania rolnikowi zwierząt, tylko dlatego, że zgodnie z przepisami, zgodnie ze sztuką te zwierzęta były utrzymywane, ale jeden czy drugi aktywista uznał, że to jest dla zwierzęcia złe.

Rozszerzony ma zostać również katalog aspektów, które mogą być ocenione. Nagle okazuje się, że behawior zwierząt może zostać oceniony i może stanowić taką przesłankę do ewentualnego odbioru zwierzęcia. To ni mniej, ni więcej oznacza, że jeżeli ktoś zrobił sobie internetowo kurs behawiorysty i uzyska dyplom, to może ocenić zachowanie zwierzęcia. Jeśli uzna, że z jego zachowaniem jest coś nie tak, że jest smutne, przybite i nie uśmiecha się wystarczająco szeroko, no to może się okazać, że takie zwierzę zostanie rolnikowi odebrane.

To wszystko pokazuje, że ten projekt został przygotowany tylko po to, żeby pootwierać różne furtki, które sprawny adwokat będzie w stanie wykorzystać, a w konsekwencji za „niewłaściwe traktowanie” psa zabrać rolnikowi absolutnie wszystko, zlicytować jego ziemię etc.

Przecież to niemożliwe…

Co ciekawe na kanwie obecnie obowiązującego prawa prawa już jest możliwe… Artykuł 7. ustawy z 1997 roku, nadużywany przez aktywistów NGO-sów, które są zaangażowane w interwencyjny odbiór zwierząt już teraz dochodzi do sytuacji, że aktywiści poprzebierani za inspektorów starają się wykazać, że rolnik niewłaściwie zajmuje się zwierzętami, bo to ma na przykład za duże doły głodowe, bądź według aktywistów jest wychudzone. Prawda jest taka, że każdy rozsądny człowiek wie, że HFK, czyli krowa holsztyńsko-fryzyjska w szczycie swojej laktacji, po prostu będzie zwierzęciem nie tak bardzo otłuszczonym, jak mamki szarolezów, czy innych krów mięsnych. Podejrzewam, że „obrońcy zwierząt” takiej wiedzy jednak nie mają… W związku z tym już teraz dochodzi do tego, że zwierzęta są odbierane i do czasu „wyjaśnienia sprawy” pozostają one pod opieką „obrońców zwierząt”.

Nagle okazuje się, że koszty utrzymywania zwierzęcia w takich organizacjach są znacznie wyższe niż te, które standardowo obserwujemy u rolnika i rolnik jest obciążany fakturami za utrzymywanie tych zwierząt. Tak jest teraz. Przy czym problemem, z którym mierzą się obecnie organizacje, jest windykacja rolnika. Mam tu na myśli to, że jednak to jest proces, który trwa, no bo trzeba obciążyć rolnika fakturą, później uruchomić postępowanie windykacyjne. To wszystko raz, że kosztuje, a dwa: trochę trwa. Wzmocnienie tego mechanizmu w tzw. ustawie łańcuchowej polega na tym, że NGOs będzie wystawiał fakturę na samorząd, a samorząd terytorialny będzie windykował rolnika, w związku z czym rolnik na dobrą sprawę w ogóle traci prawo głosu, a samorządy stają się takim bezdennym miejscem do pozyskiwania pieniędzy dla NGOs-ów.

Bezdennym?

Tak! Projekt „ustawy łańcuchowej” mówi jasno, że zmianie ma ulec to, iż nie będzie na przykład tak, że na walkę z bezdomnością zwierząt, z ochroną zwierząt w budżecie samorządu X przeznaczone zostanie w konkretnym roku 500 tysięcy złotych.

Nagle okazuje się, że jeżeli pojawią się faktury i pojawią się koszty związane na przykład z prowadzeniem schroniska, albo koszty związane z troską o zwierzęta na terenie tego samorządu terytorialnego, i będzie to kwota wyższa niż ta założona pierwotnie w tym segmencie budżetu, no to gmina będzie zobowiązana każdorazowo zwiększać tę kwotę z kosztów własnych, ze środków własnych gminy.

To ni mniej, ni więcej pokazuje to, że organizacje po prostu będą mogły pozyskać nieograniczone pieniądze. W efekcie może się okazać, że nie będzie samorządu stać na otrzymanie szpitala, autobusu dla dzieci, albo jakiś stołówek dla dzieci, czy jakiejkolwiek pomocy socjalnej dla ludzi, bo te pieniądze po prostu zostaną przekierowane na zwierzęta. Przepraszam… Nie na zwierzęta, tylko na NGO-sy.

Jeśli „ustawa łańcuchowa” wejdzie w życie wówczas doprowadzamy do sytuacji, gdzie w kilka dni na dobrą sprawę ktoś, kto nie ma kompetencji, jest w stanie założyć organizację, w którym w statucie której będzie wpisana „troska o zwierząt”. Ludzie w takiej organizacji naprawdę nie muszą być ani zootechnikami, ani weterynarzami, co też padło wielokrotnie podczas wysłuchania publicznego. Wystarczą „dobre chęci” One wystarczą, aby uczynić z człowieka „dobrego aktywistę”, który po prostu będzie walczył o „dobro zwierząt”.

Cały czas mam jednak nadzieję, że posłowie głosujący za tą ustawą w pierwszym czytaniu po prostu jej nie przeczytali i dlatego ją poparli. Jeśli jednak zapoznają się z treścią, jeśli przeczytają ją ze zrozumieniem to dojdą do wniosku, że ten projekt powinien w całości trafić do kosza.

Czy można postawić tezę, że „ustawa łańcuchowa” to wstęp do wprowadzenia w Polsce „praw zwierząt”?

Na pewno jej wejście w życie, co mam nadzieję jednak nie nastąpi, będzie krokiem w tym kierunku. Już przecież zaczynają się pojawiać te wypowiedzi pseudo-celebrytów, którzy twierdzą, że pies czy kot jest członkiem ich rodziny. Tego typu głosy sprowokowały w lewicowo-liberalnych mediach debatę na temat ewentualnego dziedziczenia przez zwierzę majątku po właścicielu, czy też „ludzkim krewnym” bądź „bliskim zwierzęcia”.

Moim zdaniem nie jest to normalne i wypacza cały system wartości. Człowiek jest człowiekiem, jest jednostką nadrzędną, myślącą, jest ponad zwierzętami. Aż strach pomyśleć, co siedzi w głowach osób, które twierdzą, że zwierzę jest człowiekowi równe i powinno mieć takie same prawa…

Nie mniej jednak jest to kwestia kluczowa, ponieważ dotyczy ona naszych działań. Jeżeli bowiem będziemy na to wszystko patrzeć z takim przymrużeniem oka, a ludzi głoszących tego typu teorie traktować jak nieszkodliwych wariatów, to przegramy. Oni podchodzą do tematu na poważnie, o czym świadczy „ustawa łańcuchowa” i zrobią wszystko, aby to co my uważamy za szaleństwo, ewentualnie coś nieistotnego stało się normą prawną. My również musimy podchodzić do tego poważnie, reagować, przeciwdziałać i walczyć o normalność. , bo niestety będzie tak jak z wieloma rzeczami, czyli po prostu to się nam opatrzy, opatrzy, opatrzy, aż pewnego dnia po prostu stanie się normą prawną.

Chociaż ja cały czas mam nadzieję, że jednak to szaleństwo po tym 20 stycznia no trochę na świecie przystopuje i że znowu okaże się, że są dwie płcie, że jest jednak jakaś różnica pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. No mam nadzieję, że tak będzie.

Rolnicy zapowiedzieli póki co akcje edukacyjne i informacyjne przeciwko „ustawie łańcuchowej”. Czy jeśli wejdzie ona w życie, to wówczas rolnicy ponownie wyjdą na ulice?

Rolnicy na pewno będą się  bronić. „Ustawa łańcuchowa” jest jedną z około dziesięciu ustaw o ochronie zwierząt, jakie zostały złożone do laski marszałkowskiej. Póki co rolnicy na pewno będą starali się merytorycznie pracować w komisjach i tutaj pokazywać swoje racje.

Na pewno będą odwiedzali posłów, co zresztą robią od dawna, i będą starali się pokazywać na spokojnie i na argumenty, o co w tym wszystkim chodzi oraz jakie rozwiązania ich zdaniem byłyby najkorzystniejsze.

Proszę mi jednak wierzyć, że jeśli nic to nie przyniesie, to rolnicy tak łatwo nie odpuszczą.

Rolnicy to grupa, która jest obecnie atakowana z każdej strony. Atakuje ich UE, atakują ich politycy, atakują ich media, atakują ich aktywiści etc. Takie sytuacje sprawiają jednak, że są oni jeszcze bardziej zjednoczeni, aby ręka w rękę pracować i bić się z tym systemem.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

 

Artykuł „Obywatelski” zamach na rolników. Cała prawda o „ustawie łańcuchowej” pochodzi z serwisu PCH24.pl.