Półmaraton Berlin 2024 – Relacja
Tego biegu nie miałem w planach na 2024 rok. Dostaliśmy z Kasią zaproszenie od Nike i długo się zastanawialiśmy co robić. Mi nie do... The post Półmaraton Berlin 2024 – Relacja appeared first on warszawskibiegacz.pl.
Tego biegu nie miałem w planach na 2024 rok. Dostaliśmy z Kasią zaproszenie od Nike i długo się zastanawialiśmy co robić. Mi nie do końca pasował ten bieg w kontekście maratonu. Jednak po słabym biegu w Warszawie postanowiłem pobiec w Berlinie i sprawdzić się jeszcze raz na dystansie 21 kilometrów. Koncepcje miałem dwie, albo bieg na życiówkę albo test na intensywności maratońskiej.
Opcja biegu na życiówkę szybko zostało porzucona. Po biegu w Warszawie biegało mi się średnio. Ciężko to wytłumaczyć, nawet mi. W skrócie byłem cięgle zmęczony (nie chce mi się wnikać i nie szukam porad ;) ). Zrobiłem nawet dwa mocne jakościowe treningi. 2×7 km po 3:24 i 8×800 (3:13 pod wiatr, 3:06 z wiatrem). Więc jak widać to nie było tak, że raptem siadłem. Ale przy dłuższym wysiłku puls szybko rósł. Czułem, że mam waciane nogi. I o ile odcinek jeszcze byłem w stanie pobiec to dłuższy bieg kończył się za szybko. Wiedziałem, że to nie jest samopoczucie na poprawianie rekordów życiowych. Bo tutaj w moim wypadku naprawdę potrzeba pełni zdrowia i pełnej gotowości do maksymalnego wysiłku.
Postanowiłem pobiec w tempie ok 3:24-3:25 min/km. W sumie to ostatnie treningi było nawet całkiem ok. Jednak czułem nawet na zwykłym rozbieganiu gdzie biegnę sobie lekko 4:00-4:10 min/km, że brakuje mi siły i dynamiki w nodze. Niby idzie, ale pod biodrami wata zamiast mięśni. Ale tyle, bo zaraz dostanę 100 wiadomości, żebym nie płakał, bo większość chciałaby tak biegać. Tylko ja nie płaczę, jak opisuję super treningi to piszę, że było super. A jak jest gorzej, to staram się opisać co jest gorzej. Bo to też może i mnie, i Was sporo nauczyć. I też jak ktoś biega powiedzmy półmaraton w 2 godziny to treningowo nie widzi różnicy czy jest na 1:59 czy na 2:01. No umówimy się, tego praktycznie nie widać. U mnie różnica między 1:10 a 1:12 jest kolosalna. I to jest super bieganie albo drewno totalne :D
Dojechaliśmy samochodem do Berlinia. Dość sprawnie mimo korka na granicy było to ok 5 godzin. Pakiet to godzina w kolejkach. Kupiliśmy sobie po skarpetkach ;) i pojechaliśmy do hotelu. Przyjemne miejsce koło Checkpoint Charlie. Wszystko sprawnie, szybko. Ponieważ nie było to bieg na maksa, zjedliśmy olbrzymie lody, pospacerowaliśmy trochę i poszliśmy spać.
W niedzielę piękna pogoda do zwiedzania, może nie do końca do biegania. I o ile czułem się dobrze (nawet prawie przestała boleć mnie okostna, która dokucza mi od dwóch miesięcy) o tyle na rozgrzewce nogi były lekko mówiąc ciężkie. Zero elastyczności, puls wysoki. Jak się rozpędziłem sam to już nie było tak źle, ale raptem nie wrócił dynamit który tam siedział 3 tygodnie temu.
Spacer na start to istna masakra. Ogólnie uważam, że pod tym względem to najtrudniejszy bieg w jakim brałem udział. Dojście od Bramy Brandenburskiej na start zajęło nam 30 minut. Tam 10 minut stania. Ciężko już zrobić cokolwiek. Można sobie coś tam niemal w miejscu potruchtać. Ale o dobrym bieganiu nie ma mowy. Kibli prawie nie ma, więc las zmienia się w jedną wielką ubikację. To nie są dla jednych miłe widoki, a dla drugich przyjemne sytuacja. Ale jak już wejdziecie w strefę to jest super. Widać ten tłum czekający na start. Tuż przed grają motyw muzyczny z meczów Chicago Bulls, więc ciarki przechodzą.
Ok, wybija 10:05, ciepło :D Strzał i lecimy. Ruszam po 3:24 min/km i biegnie mi się fajnie. Przyjemnie. Myślę sobie nawet, kurczę, może odczarowałem organizm. Puls też jest spoko. Jednak przebiegam 2 kilometry i już lecę na pulsie progowym. Już nogi stają się cięższe. Trochę zwalniam, lecę 3:30-3:32 min/km i czuję, że mogę tak biec. Ale jestem trochę zrezygnowany. Inaczej wyobrażałem sobie wiosenne starty. Trening pokazywał, że jestem w życiowej formie, ale niestety nie dociągnąłem tego. Zwolniłem bardzo, wyprzedzili mnie chłopaki z Passion First. I szczerze, jakby nie oni, to nie wiem czy bym w ogóle kończył ten bieg czy biegł 4:00 do mety. Ale jakoś mnie zmotywowali za co im dziękuję. I to nie była motywacja „muszę być szybszy” tylko „nie tylko ja tutaj cierpię, więc weź się ogarnij”.
Lekko przyspieszyłem i czułem, że te 3:30-3:32 mogę trzymać do mety. Co ciekawe, byłem chyba jedyną osobą na tym biegu, któremu nie przeszkadzała temperatura. Zwyczajnie dla mnie to tempo było na tyle niskie, że się nie grzałem. Ale nie byłem w stanie biec szybciej. Nawet brak wody mi nie przeszkadzał.
Na nieszczęście jeszcze wszyscy w koło padali jak muchy. Nie pamiętam, żebym wyprzedzał tyle osób biegnąc tak słabo ;) Ale faktycznie bardzo dużo osób traciło przytomność, karetki szalały. Punktów z wodę było MAŁO!!! I uważam, że powinno być więcej. Dla nas z przodu to nie problem. Ale jak ktoś biegnie w tempie na 2 godziny i wolniej i ma do 15 kilometra 2 punkty, bardzo krótkie, w takich warunkach, to jest dla tych biegaczy rzeźnia. Kasia zeszła z trasy i kupiła sobie wodę w sklepie. To chyba mówi wszystko ;)
Już myślałem, że nic dziwnego mnie na tym biegu nie spotka, ale raptem ok 15 kilometra dołącza do mnie Łukasz Nowak :D Nie wiedziałem, czy się śmiać czy płakać. Było mi go szkoda tak samo jak było mi szkoda każdego biegacza przeżywającego w tej chwili katorgę. Ja swoją przeżyłem 2 tygodnie wcześniej w Warszawie, więc serio tutaj już traktowałem to jako rekreację. Ale dla większości był to główny start na wiosnę. Tak sobie truchtaliśmy z Łukaszem do mety dyskutując o formie, rodzicielstwie i o tym, dlaczego jesteśmy tacy chujowi w danym momencie (przepraszam za słowo, ale nie znam innego które by tak wyraziło naszą formę tego dnia). Przypomnę, że Łukasz pobiegł 10 km na Rekordowej minimalnie powyżej 30 minut. A tutaj biegniemy 3:45 min/km i już modlimy się o metę ;) Ale fajnie było we dwójkę!
Z pozytywów kibice super! Fajnie się biegło, punkty z muzyką były rewelacyjne. Nie takie na odczepnego, jakiś głośnik i nara, tylko naprawdę super! W ogóle warto pobiec Berlin, bo to mega trasa, mega ulice i warto to przeżyć. Ale w moim mniemaniu nie jest to półmaraton, który warto biegać rok w rok. Są inne nie gorsze. Osobiście uważam, że Kopenhaga jest lepsza. Ale logistycznie dojazd do Berlina i koszty są naprawdę na dobrym poziomie. Dlatego jest to tak popularny kierunek.
Ok, nie przynudzając. Po biegu odebrałem ponczo, co było trochę komiczne, bo gorąco było jak na plaży. Spotkałem masę biegaczy z Polski. I było fajnie. Była świetna atmosfera, były sukcesy i porażki. Byłam masa ludzi, z którymi razem biegiem, których trenuje, których spotykam na Speed Squad. Jadąc na ten bieg zastanawiałem się, czy to ma sens. Ale kończąc go, nawet poniżej oczekiwań, byłem zadowolony, że biegłem. Lubię takie imprezy i lubię wspominania, które po nich zostają. Czy to lepsze, czy gorsze. Za kilka lat będę się z tego śmiał i będę miał o czym opowiadać.
Niestety ten bieg oznacza, że muszę zweryfikować swoje plany na wiosnę. Miałem biec w maratonie w Hamburgu, ale niestety muszę zrezygnować. Obecnie nie jestem w stanie pobiec dobrego maratonu. Mam świadomość tego, że wszystko na co mnie stać jest dalekie od tego, czego oczekuje po tym starcie. Wiem też, że w maratonie nie da się niczego przeskoczyć ani oszukać swojego organizmu. A ja za bardzo szanuję swoje ciało, bo już młode nie jest. A jeszcze ma mi kilka lat posłużyć na maksymalnych obrotach. Potem już mogę kupić nowe GTA i będzie mi wszystko jedno :) Byle tylko Kasia i Nina miały ze mnie jakiś pożytek :D
No i nigdy nie ma tego złego. Oczywiście już zrobiłem trochę badań, żeby sprawdzić, czy jestem w pełni zdrowy. Badania krwi pokazują, że tak. Są nawet lepsze niż kiedykolwiek. Echo serca też mówi, że jestem zdrowy jak koń. Więc teraz trochę odpocznę, złapię oddech i potrenuję trochę na 5 i 10 km. Lubię to, sprawia mi dużo frajdy i nie jest tak obciążające jak trening do maratonu. A maraton już w Październiku. Chicago nie mogę odpuścić!
The post Półmaraton Berlin 2024 – Relacja appeared first on warszawskibiegacz.pl.