Dzieci wiedzą lepiej / Gwiezdne wojny: Załoga rozbitków

"Załoga rozbitków" sprawiła, że znów poczułem się jak dziesięciolatek, któremu pierwszy raz pokazano "Gwiezdne Wojny". Znowu mogłem z niemym zachwytem śledzić niesamowite przygody, trzymać kciuki za sympatycznych bohaterów, obgryzać paznokcie w chwilach zagrożenia i podziwiać najdalsze rubieże galaktyki. Może tak się stało przez dziecięcą perspektywę, dawno niewidzianą w gwiezdnowojennym świecie

Sty 26, 2025 - 16:57
 0
Dzieci wiedzą lepiej / Gwiezdne wojny: Załoga rozbitków
"Załoga rozbitkĂłw" sprawiła, Ĺźe znĂłw poczułem się jak dziesięciolatek, ktĂłremu pierwszy raz pokazano "Gwiezdne Wojny". Znowu mogłem z niemym zachwytem śledzić niesamowite przygody, trzymać kciuki za sympatycznych bohaterĂłw, obgryzać paznokcie w chwilach zagroĹźenia i podziwiać najdalsze rubieĹźe galaktyki. MoĹźe tak się stało przez dziecięcą perspektywę, dawno niewidzianą w gwiezdnowojennym świecie lekkość, a moĹźe po prostu z tego powodu, Ĺźe disnejowscy włodarze przypomnieli sobie, iĹź "Gwiezdne Wojny" od zawsze miały być rozrywką właśnie dla dzieciakĂłw.  Gdyby dziś jakiś nastolatek zapytał mnie, czym były w latach osiemdziesiątych filmy nowej przygody, pokazałbym mu właśnie serial Jona Wattsa i Christophera Forda. W ośmiu odcinkach udało się pomieścić charakterystyczne dla tego kina schematy fabularne, typy bohaterĂłw i Ăłwczesne podejście do świata przedstawionego. Mamy bowiem odległe, niezwykłe planety, kolorowe stwory, jasny podział na dobro i zło, czające się niebezpieczeństwo, wpisane w całość zauroczenie oferowaną niesamowitością oraz dalekie echa klasycznej dziecięcej popkultury. Jednocześnie "Załoga rozbitkĂłw" niczego nie prĂłbuje naśladować. Nie jest kolejnym nostalgicznym tworem dla przerośniętych dzieciakĂłw, tęskniących za niegdysiejszymi przygodami. Wygląda jak dzieło Ĺźywcem wyjęte z pionierskiego okresu Kina Nowej Przygody – tyle Ĺźe wykorzystujące wszelkie dobrodziejstwa nowych kinematograficznych technologii. Na dobrą sprawę nawet niewiele w nim z gwiezdnowojennej sagi. Ktoś co prawda wspomina o jedi, a X-wingi robią swoje, ale ta historia mogłaby sobie doskonale poradzić bez tych poskąpionych odpryskĂłw świata stworzonego przez George'a Lucasa. Więcej bowiem w "Załodze…" z awanturniczej literatury dziecięcej, na czele z "Wyspą skarbĂłw" Roberta Louisa Stevensona. Fabuła jest klasyczną opowieścią o piratach, tyle Ĺźe zamiast karaibskiego morza bohaterowie przemierzają odmęty dalekich rejonĂłw galaktyki, a drewniane szalupy zastępowane są tu metalowymi statkami kosmicznymi.  MoĹźna wręcz pomyśleć, Ĺźe właściciele marki dali twĂłrcom zadanie nakręcenia serialu rozgrywającego się co prawda w gwiezdnowojennym świecie, ale w sposĂłb zupełnie nie gwiezdnowojenny. Nie szukają więc inspiracji w filmach Lucasa, tym bardziej w nowej trylogii, nie mĂłwiąc o niedawno powstających serialach. Jeśli wskazywać na jakieś filmowe podobieństwa, to znacznie bliĹźej "Załodze…" do wyobraĹşni Chrisa Columbusa, ktĂłry napisał dla Richarda Donnera scenariusz "Goonies". Ale bezsprzecznie najwięcej w serialu z wraĹźliwości filmĂłw Stevena Spielberga, ktĂłry uwielbiał pokazywać niesamowitości właśnie z perspektywy dzieci, dla ktĂłrych stan fascynacji jest niejako naturalny. Choć w dziecięcej ekipie, ktĂłra przez przypadek wyrusza w głąb niebezpiecznego wszechświata, jest i android, i słoniopodobny sympatyczny stworek – więc z róşnorodnością gwiezdnowojennego świata są za pan brat – to ich oczy pełne są zadziwienia wszystkim, co ich spotyka: od technologii statkĂłw przez barwność odwiedzanych planet po róşne odcienia szarości ludzkich serc. To właśnie dzięki ich niewinnemu spojrzeniu moĹźemy na nowo docenić koloryt odległej galaktyki.  Narracja koncentruje się na mnoĹźeniu światĂłw, postaci, sytuacji, zagroĹźeń i przygĂłd – słowem: na niesamowitości. Sama fabuła jest z kolei więcej niĹź prościutka. Grupa młodziakĂłw znajduje rozbity statek i dziwnym trafem udaje jej się go uruchomić. Maszyna sterowana przez człekokształtnego droida wysyła ich jak najdalej od domu. Stawką opowieści jest więc bezpieczny powrĂłt. Problem w tym, Ĺźe na drodze stają dzieciakom najprawdziwsi w świecie piraci, ktĂłrzy bez mapy, ale z żądzą zysku w sercach zrobią wszystko, by dostać się na ich planetę razem z nimi. Według legend ma ona bowiem skrywać wielki skarb.  Jakość serialu nie tkwi w tej – jak wspomniałem – prostej historii. Nie oferuje ona szczegĂłlnie zaskakujących zwrotĂłw akcji, ani wielowątkowości. Tkwi natomiast w lekkości opowiadania, jej bezpretensjonalności, bezpardonowym kopiowaniu najbardziej ogranych fabularnych rozwiązań z literatury młodzieĹźowej i zamienianiu ich w ciepłą, ekscytującą i zwyczajnie wciągającą opowieść z sympatycznymi bohaterami, jasno sprecyzowaną stawką i bezpiecznymi Ĺźartami. Duch nowoprzygodowych klasykĂłw jest w serialu mocny, bo twĂłrcy potraktowali podarowane im uniwersum z naleĹźytym dystansem. Bezceremonialnie głównym złoczyńcą uczynili wielkiego, złego wilka, a łagodną nawigatorką po znanym wszechświecie – sowę-mądrą-głowę. Jakby Watts i Ford nieustannie podkreślali, Ĺźe to tylko (i aĹź!) bajka. Myślę, Ĺźe jest to cenna lekcja, ktĂłrą powinni odrobić zarĂłwno zbyt powaĹźnie podchodzący do gwiezdnej sagi fani, jak i niekiedy zbyt spinający się podczas poszerzania tego uniwersum twĂłrcy. Jak się okazuje – dzieci niekiedy wiedzą lepiej.Â