Dlaczego Szwedzi palą lampki w oknach? I co ma z tym wspólnego nowe BMW M5?

Już śpieszę z odpowiedzią na to drugie pytanie: w sumie nic. Chociaż gdyby nie wyjazd na M Driving Experience do Szwecji i jazda nowym BMW M5 po lodzie, pewnie nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby wpisać to w Google. Tych, których zaciekawiła pierwsza część tytułu – Szwedzi mają taki zwyczaj, żeby zostawiać zapalone lampy w oknach. Robią to dlatego, żeby łatwiej było osobom, które zabłądzą w lesie lub podczas śnieżycy, odnaleźć drogę do cywilizacji. Proste, a zarazem urokliwie wyglądające, kiedy widzi się to na żywo. I na tym mógłbym zakończyć tekst... ale BMW M5! A tak już na serio, to dzięki wspomnianemu BMW znalazłem się niedawno w Szwecji, a konkretnie w Östersund. Tam, pod okiem szkoleniowców z BMW M Driving Experience mogłem na całego poczuć moc drzemiącą pod maską nowego BMW M5. Zadanie nie było proste, bo M5 z racji, że ma dodatkowo hybrydę i silnik V8, to swoje waży – 2,5 tony, czyli 600 kg więcej, niż poprzednia wersja. Mimo to emocji było co niemiara. Ale o tym potem. Najpierw do tego Östersund trzeba było się dostać. W tym celu pokonaliśmy około 600 km drogami szybkiego ruchu ze Sztokholmu na północ kraju. Mieliśmy więc sporo czasu, żeby oswoić się z maszynami. A te nie tylko obłędnie wyglądają, ale także świetnie się je prowadzi. Co do pierwszego waloru nie będę się dużo rozpisywał. Dobrze pokazał to mój redakcyjny kolega Łukasz Grzegorczyk po pierwszych jazdach "emką" w Niemczech: Ja się pod tym podpisuję, bo muskularna sylwetka, podświetlone nerki, wspaniała sygnatura świateł, przepiękne felgi i świetnie zagospodarowane wnętrze – wszystko składa się w kompletną całość. Jedno, co w środku mnie irytowało, to jednak ten piano black, którego zdecydowanie da się zastąpić innymi materiałami, a on powraca w autach premium jak bumerang. Jest to eleganckie, ale totalnie niepraktyczne – po kilku dotknięciach widać kurz. No nie przekonam się do tego rodzaju plastiku. To, do czego szybko przyzwyczajamy się za kółkiem M5, to przede wszystkim system operacyjny, który w połączeniu z cyfrowymi zegarami i wyświetlaczem head-up bardzo dobrze się zgrywa i stanowi kompletne, responsywne oraz bardzo intuicyjne centrum zarządzania. Pod względem ergonomii, funkcjonalności oraz solidności wnętrza BMW zawsze odrabia lekcje i stanowi wzór dla innych aut segmentu premium. Co zadziwiające, na tylnej kanapie w BMW M5 też było całkiem sporo miejsca nad głową i na nogi, podobnie jak w bagażniku na walizki – mimo że jeździłem sedanem, to kufer spokojnie pomieścił dwie spore kabinówki, a weszłyby tam jeszcze dwie i jakieś plecaki. Bardzo chwaliłem sobie także systemy wspomagające podczas jazdy, szczególnie asystenta autostradowego II stopnia na nużących i najeżonych fotoradarami drogach szybkiego ruchu w Szwecji. Co ciekawe, nasze auta zostały sparowane z apkami w naszych telefonach, więc mieliśmy nie tylko cyfrowe kluczyki, żeby swobodnie korzystać z samochodów bez obaw, że ktoś zgubi klucze, ale także opcje jak w Janosiku, że auto samo ostrzegało nas przed zbliżającymi się fotoradarami. A było przed czym, bo po drodze mijaliśmy... 24 fotoradary. No dobra, ale co z tym "lataniem" bokiem po lodzie? Od razu zaznaczam, że nie testowaliśmy prędkości maksymalnej ani przyspieszenia. Wiem, że byłoby co, w końcu ten potwór ma pod maską silnik V8 4,4 litra generujący moc 585 KM i 750 Nm momentu obrotowego, do tego układ elektryczny 197 KM i 280 Nm, co łącznie daje 727 KM i 1000 Nm, co przekłada się na przyspieszenie od 0 do 100 km w 3,5 sekundy! My jeździliśmy maksymalnie jakieś 50 parę kilometrów na godzinę i było to i tak dość szybko, zważywszy na ćwiczenia. A tych było sporo, bo poza zwykłymi slalomami i torem, wprowadzaliśmy auta w kontrolowany poślizg na łuku, a później robiliśmy tzw. scandinavian flicka, czyli rodzaj bardziej skomplikowanego poślizgu, gdzie najpierw zjeżdża się do zewnętrznej, po czym odbija w drugą stronę, co wprowadza auto w poślizg. W tym manewrze wykorzystuje się bardziej masę auta, a nie jego moc. BMW M5 zaskoczyło mnie, bo przy takiej masie prowadziło się idealnie Był to sprawdzian umiejętności i niezła szkoła jazdy, ponieważ z każdą kolejną aktywnością wyłączaliśmy kolejne systemy trakcyjne i coraz bardziej usportawialiśmy nasze auta. A jeśli chodzi o samo auto, to byłem nim oczarowany ze względu na genialną precyzję układu kierowniczego, świetne zawieszenie oraz szeroki wachlarz opcji, jeśli chodzi o dostosowywanie auta pod kierowcę. Uwierzcie mi, każda zmiana robi różnicę, zwłaszcza w tak wymagających warunkach. I nie pomógł fakt, że do tego modelu specjalnie wyprodukowano dla nas opony z kolcami i byliśmy pierwszymi na świecie dziennikarzami, którzy śmigali nowymi M5 na kolcach. Oczywiście wszystkie zajęcia odbywały się pod okiem instruktorów z BMW M Driving Experience, a lód na jeziorze, po którym jeździliśmy, miał bezpieczną grubość około pół metra. Dlatego niech wam nawet nie przejdzie przez myśl robić coś takie

Lut 6, 2025 - 11:24
 0
Dlaczego Szwedzi palą lampki w oknach? I co ma z tym wspólnego nowe BMW M5?
Już śpieszę z odpowiedzią na to drugie pytanie: w sumie nic. Chociaż gdyby nie wyjazd na M Driving Experience do Szwecji i jazda nowym BMW M5 po lodzie, pewnie nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby wpisać to w Google. Tych, których zaciekawiła pierwsza część tytułu – Szwedzi mają taki zwyczaj, żeby zostawiać zapalone lampy w oknach. Robią to dlatego, żeby łatwiej było osobom, które zabłądzą w lesie lub podczas śnieżycy, odnaleźć drogę do cywilizacji. Proste, a zarazem urokliwie wyglądające, kiedy widzi się to na żywo. I na tym mógłbym zakończyć tekst... ale BMW M5! A tak już na serio, to dzięki wspomnianemu BMW znalazłem się niedawno w Szwecji, a konkretnie w Östersund. Tam, pod okiem szkoleniowców z BMW M Driving Experience mogłem na całego poczuć moc drzemiącą pod maską nowego BMW M5. Zadanie nie było proste, bo M5 z racji, że ma dodatkowo hybrydę i silnik V8, to swoje waży – 2,5 tony, czyli 600 kg więcej, niż poprzednia wersja. Mimo to emocji było co niemiara. Ale o tym potem. Najpierw do tego Östersund trzeba było się dostać. W tym celu pokonaliśmy około 600 km drogami szybkiego ruchu ze Sztokholmu na północ kraju. Mieliśmy więc sporo czasu, żeby oswoić się z maszynami. A te nie tylko obłędnie wyglądają, ale także świetnie się je prowadzi. Co do pierwszego waloru nie będę się dużo rozpisywał. Dobrze pokazał to mój redakcyjny kolega Łukasz Grzegorczyk po pierwszych jazdach "emką" w Niemczech: Ja się pod tym podpisuję, bo muskularna sylwetka, podświetlone nerki, wspaniała sygnatura świateł, przepiękne felgi i świetnie zagospodarowane wnętrze – wszystko składa się w kompletną całość. Jedno, co w środku mnie irytowało, to jednak ten piano black, którego zdecydowanie da się zastąpić innymi materiałami, a on powraca w autach premium jak bumerang. Jest to eleganckie, ale totalnie niepraktyczne – po kilku dotknięciach widać kurz. No nie przekonam się do tego rodzaju plastiku. To, do czego szybko przyzwyczajamy się za kółkiem M5, to przede wszystkim system operacyjny, który w połączeniu z cyfrowymi zegarami i wyświetlaczem head-up bardzo dobrze się zgrywa i stanowi kompletne, responsywne oraz bardzo intuicyjne centrum zarządzania. Pod względem ergonomii, funkcjonalności oraz solidności wnętrza BMW zawsze odrabia lekcje i stanowi wzór dla innych aut segmentu premium. Co zadziwiające, na tylnej kanapie w BMW M5 też było całkiem sporo miejsca nad głową i na nogi, podobnie jak w bagażniku na walizki – mimo że jeździłem sedanem, to kufer spokojnie pomieścił dwie spore kabinówki, a weszłyby tam jeszcze dwie i jakieś plecaki. Bardzo chwaliłem sobie także systemy wspomagające podczas jazdy, szczególnie asystenta autostradowego II stopnia na nużących i najeżonych fotoradarami drogach szybkiego ruchu w Szwecji. Co ciekawe, nasze auta zostały sparowane z apkami w naszych telefonach, więc mieliśmy nie tylko cyfrowe kluczyki, żeby swobodnie korzystać z samochodów bez obaw, że ktoś zgubi klucze, ale także opcje jak w Janosiku, że auto samo ostrzegało nas przed zbliżającymi się fotoradarami. A było przed czym, bo po drodze mijaliśmy... 24 fotoradary. No dobra, ale co z tym "lataniem" bokiem po lodzie? Od razu zaznaczam, że nie testowaliśmy prędkości maksymalnej ani przyspieszenia. Wiem, że byłoby co, w końcu ten potwór ma pod maską silnik V8 4,4 litra generujący moc 585 KM i 750 Nm momentu obrotowego, do tego układ elektryczny 197 KM i 280 Nm, co łącznie daje 727 KM i 1000 Nm, co przekłada się na przyspieszenie od 0 do 100 km w 3,5 sekundy! My jeździliśmy maksymalnie jakieś 50 parę kilometrów na godzinę i było to i tak dość szybko, zważywszy na ćwiczenia. A tych było sporo, bo poza zwykłymi slalomami i torem, wprowadzaliśmy auta w kontrolowany poślizg na łuku, a później robiliśmy tzw. scandinavian flicka, czyli rodzaj bardziej skomplikowanego poślizgu, gdzie najpierw zjeżdża się do zewnętrznej, po czym odbija w drugą stronę, co wprowadza auto w poślizg. W tym manewrze wykorzystuje się bardziej masę auta, a nie jego moc. BMW M5 zaskoczyło mnie, bo przy takiej masie prowadziło się idealnie Był to sprawdzian umiejętności i niezła szkoła jazdy, ponieważ z każdą kolejną aktywnością wyłączaliśmy kolejne systemy trakcyjne i coraz bardziej usportawialiśmy nasze auta. A jeśli chodzi o samo auto, to byłem nim oczarowany ze względu na genialną precyzję układu kierowniczego, świetne zawieszenie oraz szeroki wachlarz opcji, jeśli chodzi o dostosowywanie auta pod kierowcę. Uwierzcie mi, każda zmiana robi różnicę, zwłaszcza w tak wymagających warunkach. I nie pomógł fakt, że do tego modelu specjalnie wyprodukowano dla nas opony z kolcami i byliśmy pierwszymi na świecie dziennikarzami, którzy śmigali nowymi M5 na kolcach. Oczywiście wszystkie zajęcia odbywały się pod okiem instruktorów z BMW M Driving Experience, a lód na jeziorze, po którym jeździliśmy, miał bezpieczną grubość około pół metra. Dlatego niech wam nawet nie przejdzie przez myśl robić coś takiego bez nadzoru gdzieś na zamarzniętym stawiku przy minus 1 pod Radomiem. Wszystko tutaj było nadzorowane przez specjalistów. Nie mniej warto chociaż raz przeżyć coś takiego i mieć możliwość poćwiczyć swoje umiejętności w takich warunkach. Człowiek zyskuje sporo pokory i respektu wobec auta, zwłaszcza tak mocnego jak BMW M5, no i nie będę udawał – ma też przy tym mega dużo funu!